Gyllenhaal, który jest świetnym aktorem, miota się po ekranie. Ashton robi dziwne miny, które mają chyba odwrócić uwagę od tego, że totalnie nie ma pojęcia co robi. Tajemnica nie ma żadnego rozwiązania, niczego nie dowiadujemy się o Deasie, morderstwa są coraz bardziej absurdalne, ale nikt nie zwraca sobie głowy tłumaczeniem ich, wystarczy "jakaś awaria". Poza tym wszystkie sceny grozy są do przewidzenia, gdy tylko się ujawniają.
Jestem rozczarowana, bo horror połączony ze sztuką to mój ulubiony motyw.
Przecież praktycznie cały życiorys jest opisany tego Deasa. Od dzieciństwa z okrutnym ojcem przez życie w psychiatryku po pracę w domu spokojnej starości, kończąc na malunkach. A jeśli chodzi o umieranie poszczególnych osób to chyba jasne, że gineli ci, którzy w jakiś sposób zarabiali na dziełach malowanych krwią. I gineli po przez sztukę np. Russo zginęła przez tatuaż, który de facto też jest sztuką.